PiS wraca na szczyt, Konfederacja hamuje. Gra o pierwsze miejsce jest otwarta
Nowy sondaż pokazuje przetasowanie na samej górze. Prawo i Sprawiedliwość wychodzi na prowadzenie z wynikiem 29–30,6%, notując wzrost o 1,6 pkt proc. Koalicja Obywatelska spada do 27,1–29,9%, czyli o 1 pkt proc. mniej niż wcześniej. To zmiana symboliczna: nie mamy tu lawiny, ale przekaz jest jasny — wyścig o pierwsze miejsce znowu jest na styku.
Najmocniej oberwała Konfederacja. Spadek o 4,1 pkt proc. i poziom 13,2–15,1% to największa zniżka w całym badaniu. To cios w narrację o rosnącej trzeciej sile i realny problem dla układania większości przez prawicę. Z drugiej strony Lewica odbija do 7,4% — to wzrost o 1,9 pkt proc., największy plus w zestawieniu.
Reszta sceny pod kreską. Polska 2050 ma 2,9%, PSL 1,5%, a Partia Razem 3,9%. Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna — 2,8%. Do tego 7% niezdecydowanych i 0,2% odpowiedzi „inne”. To ciągle dużo wyborców „na huśtawce”, a przy tak małych różnicach może to przewrócić stolik w końcówce kampanii.
- PiS: 29–30,6% (+1,6 pkt proc.)
- KO: 27,1–29,9% (−1,0 pkt proc.)
- Konfederacja: 13,2–15,1% (−4,1 pkt proc.)
- Lewica: 7,4% (+1,9 pkt proc.)
- Polska 2050: 2,9%
- PSL: 1,5%
- Partia Razem: 3,9%
- Konfederacja Korony Polskiej: 2,8%
- Niezdecydowani: ok. 7%
Warto zwrócić uwagę na zakresy poparcia dla dwóch największych. Górna granica KO (29,9%) niemal dotyka dolnej granicy PiS (29%). To znaczy, że realnie mówimy o remisie z minimalną przewagą PiS w tej konkretnej próbie. Bez znajomości metodologii, terminu realizacji i wielkości próby nie da się uczciwie powiedzieć, czy to już trend, czy jeszcze pojedyncze drgnięcie.
Progi, mandaty, koalicje. Małe partie pod wodą, d’Hondt robi swoje
Największy polityczny sens niesie nie sam fotel lidera, tylko to, co dzieje się poniżej 5%. Jeśli Polska 2050 (2,9%) i PSL (1,5%) startowałyby osobno, obie wypadają z Sejmu. Razem — 3,9% — też nie wchodzi. Konfederacja Korony Polskiej — 2,8% — to również poza burtą. A co to oznacza w praktyce? Ogromną liczbę „zmarnowanych” głosów, które system d’Hondta rozdzieli między tych, którzy próg przekroczą.
To scenariusz, w którym największe ugrupowania rosną nie tylko dzięki własnym zwolennikom, ale także dzięki odpływowi głosów od mniejszych graczy. Przy dzisiejszych liczbach tylko cztery formacje mają realny bilet do Sejmu: PiS, KO, Konfederacja i Lewica. I to kompletnie zmienia matematykę powyborczą.
Co z koalicjami? Zjazd Konfederacji utrudnia układankę po prawej stronie. Nawet jeśli PiS wygra, to bez mocnej Konfederacji większość może być poza zasięgiem. Po drugiej stronie KO z Lewicą też może nie wystarczyć — dotąd często liczyła się Trzecia Droga. Tyle że dziś jej składowe osobno są pod progiem, a wspólny start to już bariera 8% dla koalicji. Ich obecne sumaryczne 4,4% pokazuje, jak daleka to droga.
Lewica ma tu ciekawą pozycję: rośnie i jako jedyna spośród mniejszych pewnie łapie się do Sejmu. To daje jej prawo do twardszych negocjacji. Ale bez dodatkowego partnera po stronie centrum — arytmetyka dalej się nie spina. Jeśli wybory odbyłyby się jutro z taką strukturą poparcia, skład Sejmu byłby bardziej dwublokowy niż w 2023 roku, a tworzenie stabilnej większości stałoby się trudniejsze niż wtedy.
Jeszcze jedna rzecz: 7% niezdecydowanych. To elektorat, który zwykle decyduje w ostatnich dniach kampanii, reaguje na dynamikę, potknięcia, debaty. Przy różnicy na szczycie rzędu 1–3 pkt proc. każdy punkt z tej puli może rozstrzygnąć, kto pierwszy stanie na mecie.
Skąd te ruchy? Bez szukania sensacji — takie skoki jak −4,1 pkt proc. dla Konfederacji rzadko biorą się z jednego wydarzenia. Częściej to mieszanka: przeciążenia przekazu, tematów, które nie „niosą” poza twardy elektorat, oraz mobilizacji rywali. Z drugiej strony PiS pokazuje, że potrafi konsolidować swój rdzeń, a KO — że walka o centrum bywa wyboista, bo jest tłoczno.
Na marginesie pozostaje kwestia metodologii. Bez informacji o tym, kiedy i jak zadawano pytania (telefon, internet, mieszana próba), jak ważono wyniki i jak duża była próba, interpretacja musi być ostrożna. Jedno wiadomo na pewno: przy tak wielu głosach poniżej progu każdy ruch taktyczny — łączenie list, rezygnacja z solowego startu, walka o frekwencję — waży dziś podwójnie.
Jeśli mniejsze partie nie odbiją w kolejnych pomiarach, do gry wejdzie prosty rachunek: albo układ dwóch największych plus jeden średni, albo rząd mniejszościowy oparty na kruchych porozumieniach ad hoc. A to w polskiej polityce zwykle długo nie działa.